Czy do Floating Garden mamy wjeżdżać przez obszar nędzy, degrengolady, upokorzenia człowieka? Do tego sprowadza się pomysł wybudowania barakowego getta na przedmieściach – uważa Monika Adamowska z „Gazety Wyborczej”
Zarząd Budynków i Lokali Komunalnych obwieścił, że chce budować baraki i tam wysiedlać ludzi, którzy nie chcą bądź nie mogą płacić czynszu. Na początek 150 najbardziej zdegenerowanych osób.
– Mamy 6 tys. dłużników, 72 mln zł zaległości. Rekordziści nie płacą latami i mają nawet 140 tys. zł długu – tłumaczy Monika Ignatowska-Kaliciak, szefowa ZBiLK. Opowiada, jak najwięksi degeneraci demolują domy, mażą kałem klatki, palą drzwiami, parkietem i odprowadzają fekalia rynną na ulice.
Temat pojawił się przed wakacjami, potem wracał. Ale znów tylko w formie groźby: zbudujemy baraki. ZBiLK wskazał nawet cztery możliwe lokalizacje: przy ul. Nad Odrą, na Pomorzanach, w Warzymicach i Wielgowie. Okoliczni mieszkańcy żyją w strachu. W Warzymicach rozpoczął się protest obywatelski.
Kto nie płaci
ZBiLK twierdzi, że już sama dyskusja o kontenerach spowodowała, że część dłużników zaczęła spłacać zaległości. Jednak nadal nie wiemy, czy pomysł budowy getta zostanie zrealizowany, czy też nie. Władze, urzędnicy, politycy ciągle milczą. Czy dlatego, że coraz bliżej do wyborów samorządowych? Nie słyszałam o żadnej analizie problemu dłużników ani koncepcji rozwiązania go. Problemu ważnego, bo dotyczącego przecież kilku tysięcy osób.
Kim są? Nikt nie umie konkretnie odpowiedzieć. Ilu z dłużników to cwaniacy pracujący w szarej strefie? Ilu wśród nich ludzi z marginesu? Ilu porządnych, tylko niezaradnych życiowo, osamotnionych, chorych psychicznie? Jaka grupa popadła w długi, bo np. ktoś w rodzinie zachorował? A ilu jest tych, którzy od lat żyją na koszt państwa i gminy, a teraz uczą swoje dzieci takiego samego życia? Każda z tych grup wymaga innego podejścia.
Tych, którzy przepijają zasiłki w „reprezentacyjnym” centrum miasta, widujemy na co dzień. To dzięki nim twarzą Szczecina, wbrew zabiegom magistrackich spindoktorów, nie jest biznesmen wyskakujący z cynków, ale pijak w cuchnącej moczem obdrapanej bramie.
Najpierw trzeba wiedzieć
Nie wiemy, co miasto chce osiągnąć przez baraki. Co dotychczas zrobiło i teraz robi, by gigantyczny dług mieszkańców nie narastał. Dlaczego dotąd było nieskuteczne w zahamowaniu problemu? Jak dopuściło, by komuś dług urósł do 140 tys. zł? Dlaczego – z drugiej strony – chciało np. wyrzucić z mieszkania za 500-złotową zaległość studenta, któremu zmarła matka? Jaki ma program dla tych, którzy dopiero popadają w spiralę zadłużenia i czarną rozpacz – tych, którzy właśnie tracą pracę. To wszystko pytania bez odpowiedzi. Zamiast świadomego działania mamy chaos i brak kompetencji?
A przecież można powołać specjalny zespół (np. ZBiLK, MOPR, eksperci polityki społecznej, ekonomiści itd.), który dokładnie zdiagnozuje problem. Konkretnie ustali, kim są dłużnicy. Opracuje program naprawczy i pracy z dłużnikami, procedury pomocy.
„Gazeta” na ogólnopolskich łamach usiłowała wywołać rzeczową dyskusję. Wypowiadali się ci, którzy już mają baraki i eksperci od spraw społecznych. Radny z Bielska-Białej tłumaczył: „Już wiemy, że budowanie enklaw jest złe. Zło lgnie do zła. Jak w matematyce – sumuje się, nawarstwia. A reszta wieczorem nie wychodzi z domu”. Dr Joanna Staręga-Piasek, szefowa Instytutu Służb Społecznych, przestrzegała: „Skupienie trudnych rodzin na peryferiach miasta nie rozwiązuje problemu. Przerzuca go tylko do innej dzielnicy”.
Ze Szczecina głosu nie zabrał nikt.
Jak to (nie) działa
ZBiLK i Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie twierdzą, że teraz ściślej współpracują w sprawie dłużników. Jedni szybko zgłaszają, gdy nowa rodzina popada w dług. Drudzy natychmiast spieszą z pomocą. Jeśli ktoś solidnie płacił, a teraz zalega trzeci miesiąc, MOPR dostaje sygnał i wkracza do akcji.
Tylko trudno uwierzyć, że to działa. Ponad tydzień prosiłam o odpowiedź na proste pytanie: ile takich rodzin zgłosił MOPR-owi ZBiLK? Co zrobił w tych rodzinach MOPR? Nadal nie wiem. Usłyszałam w końcu, że prawnicy MOPR właśnie opracowują procedurę takiej współpracy.
Miasto ma narzędzia dostępne w całym kraju: od dodatków mieszkaniowych, przez zasiłki, możliwość umarzania czy odpracowywania długu. Może pisać projekty i szukać pieniędzy zewnętrznych na rozwiązywanie problemu dłużników. Może podpisywać z ludźmi kontrakty socjalne – umawiać się: my ci oferujemy wsparcie, ale ty musisz to i to. Słusznie przestrzegają eksperci, że pomoc musi nadejść, zanim dojdzie do tak poważnej sytuacji, iż człowiek przekroczy granicę godności i straci nadzieję na wyjście z problemów, zobojętnieje, zacznie się staczać.
Milczenie to porażka
Miasto musi w końcu konkretnie wypowiedzieć się, co ma zamiar zrobić z dłużnikami. Stworzenie kontenerowego getta to zapoczątkowanie w mieście obszaru wykluczenia, nędzy, nierówności i koncentracji zła. Obszaru, w którym narastać będzie zawiść wobec „lepszych” spoza getta.
Radni, prezydenci nie mogą bez końca unikać tego tematu. Muszą jasno powiedzieć, czy do Floating Garden mamy wjeżdżać przez obszar nędzy, degrengolady, upokorzenia człowieka? Czy chcemy stworzyć coś na kształt brazylijskich faweli? Płonące przedmieścia pełne patologii, przemocy, bezprawia, narkotyków?
Milczenie decydentów, brak pomysłu na kompleksowe rozwiązanie problemu dłużników to chowanie głowy w piasek. To porażka rządzących.