W Bielsku przybywa kamienic, o które upominają się spadkobiercy. Dostają je razem z lokatorami, których traktują fatalnie.
To ludzie, którzy mają na mieszkania przydziały kwaterunkowe, czyli miejskie. Miasto jest więc, według nich, odpowiedzialne za ich los. Dlatego założyli Komitet Lokatorski „Pod bezpiecznym dachem” i walczą o swoją przyszłość.
Najwięcej emocji budzą obecnie pożydowskie kamienice przy ul. Cechowej 11, Barlickiego 13 i Mickiewicza 29. Właścicielem tej pierwszej stał się, zgodnie z postanowieniem bielskiego sądu, zamieszkały w Australii obywatel żydowskiego pochodzenia. Wcześniej należała do gminy, która zapłaciła za generalny remont. Urszula Kot, prowadząca w kamienicy restaurację, zawiadomiła prokuraturę o popełnieniu przestępstwa polegającego na fałszowaniu dokumentów, które mogło wpłynąć na decyzję sądu.
Sprawa „reprywatyzacji” bielskiej kamienicy trafiła też do Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie skierował ją poseł Stanisław Pięta.
– Nie mam na razie odpowiedzi, ale nie odpuszczę tej sprawy, bo budzi wiele wątpliwości. Nie ma pewności czy miasto wykorzystało w sądzie wszystkie instrumenty, by utrzymać kamienicę jako swoją własność – mówi Pięta.
Naczelnik Wydziału Mienia Gminnego UM, Barbara Granuszewska-Wyrobek tłumaczy, że w takich sprawach gmina jest w trudnej sytuacji. Podczas spraw spadkowych nie jest bowiem stroną.
Podobnych przypadków jest w mieście dużo. Lokatorzy zapewniają, że przynajmniej 30. – Miasto nie zawsze chce się przyznać, że traci majątek. Tak jest w kamienicy przy ul. Barlickiego 13. Z ksiąg wieczystych wynika, że część należy do niego. Poza tym mamy przydziały na lokale z miejskiego kwaterunku i miasto nie może wyprzeć się obowiązku dbania o nas. A nowi właściciele chcą się nas pozbyć. Podnoszą czynsze o 100 i więcej procent, żądają opłat nie wiadomo za co. Dostajemy faktury po 2 tys. zł miesięcznie – wylicza Alicja Murawska, z Komitetu Lokatorskiego.