Płaci mało, żąda kroci
Ostatnio jego interesy uderzyły w dzielnicę Śródmieście. – Pan Mossakowski zażądał od nas ponad 5 mln zł odszkodowania za korzystanie z kamienicy przy ul. Hożej [jest tu dziewięć mieszkań i cztery lokale użytkowe], którą odzyskał razem ze spadkobierczynią dawnych właścicieli. Sprawę skierował do sądu – mówi Wojciech Bartelski, burmistrz dzielnicy.Nie sam pozew o odszkodowanie, typowy w Warszawie, oburzył urzędników, ale dołączony do niego dokument. To umowa sprzedaży, w której leciwa spadkobierczyni kamienicy za 50 zł sprzedaje Markowi Mossakowskiemu prawa i roszczenia do nieruchomości (z wyjątkiem prawa do gruntu). Została spisana w 2008 r., kilka miesięcy po wydaniu przez prezydenta miasta tzw. decyzji o zwrocie nieruchomości. Odzyskali ją wspólnie Marek Mossakowski (w 1999 r. kupił drobny udział w roszczeniach) oraz spadkobierczyni, która wkrótce potem upoważniła wspólnika do przejęcia budynku od administracji.
– Wystąpiłem do prokuratury o zbadanie okoliczności podpisania umowy – mówi Wojciech Bartelski. – Podejrzewam, że mogło dojść do naruszenia prawa i działania na szkodę skarbu państwa przez uchylenie się od obowiązku podatkowego. Uważam, że działalność pana Mossakowskiego szkodzi wizerunkowi reprywatyzacji w Warszawie.
W prokuraturze trwa postępowanie sprawdzające. Marek Mossakowski nie boi się ewentualnego śledztwa: – Jest wolność zawierania umów. Moja jest ważna i tyle. Czyste roszczenie jest tanie. Bo co ja kupiłem? Nic. Bez gruntu nic nie kupiłem. Właścicielem budynku będę wtedy, gdy kupię grunt. To będzie konkret, który ma rynkową wartość.
Biedny nie jestem
Nie tylko o miliony związane z Hożą wojują urzędnicy przed sądem z Markiem Mossakowskim. Wytoczyli mu proces o lokal przy Krakowskim Przedmieściu 65 zajmowany do końca 2009 r. przez punkt informacji turystycznej. – Gdy biuro przenosiło się na Stare Miasto, pan Mossakowski wtargnął do środka – opowiada Małgorzata Mazur, dyrektorka śródmiejskiego Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami. – Do dziś nie możemy odzyskać lokalu. Na dodatek zameldował się w nim spadkobierca dawnych właścicieli kamienicy.
Chodzi o zarządcę nieruchomości Huberta Massalskiego, który współpracuje z Markiem Mossakowskim. Razem z nim zajął biuro, nie mogąc się doczekać na zwrot budynku. To, że kamienica przy Krakowskim Przedmieściu należała do jego rodziny, nie budzi wątpliwości urzędników. Jednak dopatrzyli się, że po wojnie zostały z niej tylko fragmenty i odbudowano ją w innych niż przedwojenne granicach działki, za pieniądze skarbu państwa. Uważają, że kamienicę można oddać wówczas, gdy spadkobierca zapłaci ponad 4,2 mln zł wydane na jej odbudowę.
Samorządowcom trudno pogodzić się z jeszcze jedną kwestią: okrzyknięty kamienicznikiem Marek Mossakowski jest lokatorem komunalnym. – Jesienią napisał do ZGN podanie o wymianę okien – przypomina dyrektor Mazur.
– Nie dostałem tego mieszkania dlatego, że byłem biedny – tłumaczy Marek Mossakowski. – Zamieniłem mieszkanie własnościowe na komunalne, spłaciłem też zadłużenie. Za zgodą urzędów.
O swojej działalności związanej z reprywatyzacją mówi tak: – To nie jest biznes, to przywracanie prawa.