Autor: Piotr Machajski
Źródło: http://wiadomosci.gazeta.pl
Sprawa Jolanty Brzeskiej. Zagadką tajemniczej śmierci działaczki ruchu lokatorskiego mają się zająć policjanci z wydziału zabójstw. Prokuratura uznała, że coraz mniej wskazuje na to, by kobieta sama odebrała sobie życie.
Od kilku dni wyjaśnieniem zagadki śmierci Jolanty Brzeskiej zajmują się funkcjonariusze wydziału do walki z terrorem kryminalnym i i zabójstw Komendy Stołecznej Policji. To zespół najlepszych w Warszawie policjantów zajmujących się ściganiem sprawców najpoważniejszych zbrodni.
– Policjanci z Komendy Stołecznej mają większe możliwości, by wyjaśnić tę sprawę niż ich koledzy z komendy rejonowej – tłumaczy prok. Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury. Ale decyzja o powierzeniu śledztwa wyspecjalizowanej sekcji zabójstw to wyraźny sygnał, że śledczy uznają za coraz mniej prawdopodobne, że Jolanta Brzeska sama odebrała sobie życie. – Nie mamy dowodów, które by potwierdzały wersję o samobójstwie – przyznaje prok. Wierzchołowski.
Spłonęła żywcem
Policjanci i prokuratorzy od ponad czterech miesięcy próbują rozwikłać tę tajemnicę. 1 marca br. spacerowicz znalazł na obrzeżach Lasu Kabackiego spalone zwłoki. Ogień jeszcze się tlił. Płomienie sprawiły, że ciało nie nadawało się do identyfikacji. Przy kobiecie znaleziono jedynie klucze, zegarek i charakterystyczne oprawki okularów. Ale stuprocentową pewność, że to 64-letnia Jolanta Brzeska, śledczy uzyskali dopiero w połowie kwietnia – po wynikach badań DNA. Zmarła była aktywną działaczką tzw. ruchu lokatorskiego stającego w obronie mieszkańców reprywatyzowanych kamienic. Sama była lokatorką zadłużoną u nowego właściciela na kilkadziesiąt tysięcy złotych.
– Zamordowana – zawyrokowali od razu jej znajomi od walki z kamienicznikami. Ale prokuratura z początku powątpiewała. Na ciele zmarłej nie znaleziono żadnych śladów, które wskazywałyby na tzw. udział osób trzecich. Lekarze po sekcji zwłok stwierdzili: przyczyną śmierci był uraz termiczny, czyli mówiąc prościej, Jolanta Brzeska spaliła się żywcem.
Ale szybko nasunęły się pytania. Kto odbiera sobie życie tak, że oblewa się olejem napędowym i podpala swoje ciało? Kto funduje sobie tak okrutną śmierć? A jeśli nawet chciałby zwrócić w ten sposób uwagę na swój dramat, to dlaczego wybiera odludne miejsce w lesie? Na miejscu nie znaleziono żadnego pojemnika po paliwie, którym się oblała (została oblana?). Jedynie rozbite szkło.
Wątpliwości jest więcej. Jakieś trzy godziny przed śmiercią Brzeska podjęła z banku kilkaset zł. Pieniądze zostały w domu na stole. Podobnie jak wyjęte z lodówki mięso, zapewne na obiad. Wcześniej umówiła się z córką, że pójdą na cmentarz. Nie zostawiła żadnego listu. I wreszcie: nikt z licznie przesłuchanych świadków nie zeznał, by ostatnio była w gorszej formie psychicznej czy choćby przebąkiwała o samobójstwie. – Silna, twarda kobieta – mówili inni działacze z ruchu lokatorskiego.
Twardy orzech do zgryzienia
Co więc się stało? Czy ktoś siłą przywiózł ją do lasu? A może zwabił tam podstępem? A jeśli zabił, to dlaczego?
– Możemy z dużą pewnością założyć, że to nie było samobójstwo. Problem w tym, że nie za bardzo możemy udowodnić, że doszło do zabójstwa – mówi jeden z pracujących przy sprawie policjantów.
Na razie do sprawy niczego nie wniosły przesłuchania świadków i analiza postępowań sądowych, w których Jolanta Brzeska była stroną. Na nic zdała się też analiza zapisu miejskiego monitoringu, by chociaż ustalić, w jaki sposób zmarła dojechała ze swojego mieszkania na Sielcach do Lasu Kabackiego.
– Mamy twardy orzech do zgryzienia – przyznaje policjant.