Źródło: Janina Blikowska , Marek Kozubal http://www.zyciewarszawy.pl
Śledczy z Pragi Północ zakończyli właśnie postępowanie w sprawie śmierci 56-letniego bezdomnego Lechosława L. Rok temu w listopadzie mieszkańcy kamienicy przy ul. Zamoyskiego zadzwonili po policję i straż miejską, bo zauważyli leżącego na klatce schodowej mężczyznę.Kilkanaście minut później na miejscu zjawił się radiowóz straży miejskiej. Lechosław L. skarżył się na bóle głowy i nóg. Strażnicy okryli mężczyznę kocem i wezwali pogotowie ratunkowe.
Kilka minut później karetka była na miejscu. Lekarz wypisał w karcie informacyjnej, że mężczyzna powinien trafić do izby wytrzeźwień. Jednak strażnicy nie wyczuli od bezdomnego zapachu alkoholu, dlatego postanowili odwieźć mężczyznę do schroniska dla bezdomnych.
Zaczęli więc szukać dla niego miejsca. Pięć placówek odmówiło wówczas przyjęcia bezdomnego. W tym czasie jego stan zdrowia zaczął się pogarszać. Strażnicy jeszcze raz wezwali pogotowie. Przyjechała ta sama ekipa, ale tym razem zabrała mężczyznę do Szpitala Praskiego. Tam mężczyzna zmarł.
Prokuratorzy z Pragi Północ badali, czy lekarze celowo nie narazili bezdomnego na śmierć, nie udzielając mu pomocy. Sprawdzali też, czy strażnicy miejscy dopełnili wszystkich swoich obowiązków.
— Nie dopatrzyliśmy się przestępstwa w działaniu lekarzy ani strażników — mówi Michał Machniak, zastępca szefa prokuratury na Pradze Północ. Dodaje, że powołani w tej sprawie biegli orzekli, że „nie ma wystarczających podstaw, aby zarzucić lekarzom zaniedbania”.
— Medycy stwierdzili, że mężczyzna jest wychłodzony i czy trafiłby do szpitala czy też do Izby Wytrzeźwień efekt byłby taki sam — tłumaczy prokurator Machniak.
Jednak, jak uznali strażnicy, mężczyzna nie był na tyle pijany, by zawieźć go na Kolską, dlatego szukali mu miejsca w noclegowni.
— Wychłodzenie i choroby serca, na które cierpiał bezdomny były przyczyną jego śmierci — tłumaczy prokurator Machniak. Dodaje, że nie ma żadnych podstaw by twierdzić, że jeśli mężczyzna trafiłby do szpitala lub do Izby Wytrzeźwień to by przeżył.
Czy dzisiaj podobna sytuacja mogłaby się wydarzyć, a straż miejska godzinami szukałaby miejsca w schronisku dla bezdomnych?— Nie dziś od razu wiemy, gdzie są wolne miejsca — zapewnia Zbigniew Leszczyński, szef straży miejskiej.