Autor: Rafał Górski
Źródło: http://rozbrat.org
W kanadyjskim Toronto jest 164 tysięcy lokatorów mieszkań komunalnych. Większość z nich to osoby o niskich lub średnich dochodach, w tym wiele osób w podeszłym wieku, emigrantów, a także młodych rodziców samotnie wychowujących dzieci. Mieszkania finansowane są z budżetu gminy, dotacji państwowych, opłat za wynajem lokali na cele handlowe i czynszów opłacanych przez lokatorów.
Część funduszy rozdzielanych jest pomiędzy poszczególne wspólnoty lokatorów, reszta zasila projekty realizowane przez całą Korporację Wspólnot Mieszkaniowych Toronto (TCHC). Korporacja jest spółką gminy, a zarazem największym na kontynencie amerykańskim dostawcą mieszkań komunalnych. Od stycznia 2002 roku sami lokatorzy decydują o podziale 13 procent budżetu Korporacji. W roku 2009 było to ponad 9 milionów dolarów. System oddolnego zarządzania funduszami zorganizowany jest na wzór budżetu partycypacyjnego w brazylijskim Porto Alegre.
Zarząd Korporacji zapewnia zebraniom lokatorów wsparcie techniczne i fachowe doradztwo. Najemcy z każdej wspólnoty (czasem jest to jeden blok, czasem kilka kamienic) spotykają się raz w roku w celu omówienia budżetu i określenia 5 zadań uznanych przez nich za priorytetowe. W ten sposób decyduje się o remontach mieszkań, modernizacji budynków i zagospodarowaniu najbliższego sąsiedztwa (place zabaw, tereny zielone, kluby osiedlowe, sale gimnastyczne). Jedno z tych zadań może być propozycją dla wszystkich budynków komunalnych w mieście. Najemcy wybierają delegatów do prezentowania ich pomysłów w Radzie Budżetu Partycypacyjnego. Z kolei personel techniczny Korporacji przygotowuje kosztorys projektów. Pomysły z największą liczbą głosów lokatorskich uzyskują finansowanie. Rada Dyrektorów składająca się z 4 radnych miejskich i 9 delegatów wybranych przez lokatorów zatwierdza końcowy kształt budżetu. W 2009 roku liczba pomysłów poddanych głosowaniu wynosiła ok. 150, a pieniędzy wystarczyło między innymi na urządzenie ogrodów, lepsze oświetlenie, tynkowanie i malowanie budynków, place zabaw, nowe płytki na klatkach schodowych, remont siłowni, dofinansowanie wyposażenia kuchennego i nowego centrum komputerowego.
Czy to, co udało się zrealizować w Toronto może być inspiracją dla ruchów lokatorskich działających w Polsce? Przede wszystkim należy wyjaśnić, że opisanego wyżej sposobu dzielenia funduszy nie zawdzięczają tamtejsi lokatorzy nagłemu przebłyskowi dobrej woli radnych czy burmistrza. Zaczęło się bowiem od protestów mieszkańców przeciwko pogarszającemu się stanowi infrastruktury mieszkaniowej i niewłaściwemu wydawaniu publicznych pieniędzy. Zbliżał się termin nowych wyborów, a w dodatku personel techniczny Korporacji (1500 pracowników) poparł żądania lokatorów, więc władze musiały ratować resztki dobrego wizerunku. Stąd pomysł oddania lokatorom części władzy nad funduszami Korporacji, a zarazem części odpowiedzialności za możliwe błędy. Mimo wszystko lokatorzy poradzili sobie z tym nowym wyzwaniem.
Wydaje się obecnie mało prawdopodobne, żeby ciężar podejmowania samodzielnych decyzji uznali za nadmiernie przytłaczający, a czas poświęcony na debaty i głosowania za stracony. Dodać jednak należy, że i w Toronto lista osób oczekujących na przydział mieszkania jest bardzo długa. Koalicja Przeciwko Biedzie w Ontario (OCAP) alarmuje, że władze metropolii nie zapobiegają wypieraniu ubogich z terenów, które stały się atrakcyjne dla deweloperów, a Korporacja Wspólnot Mieszkaniowych dostaje tylko resztki z pańskiego stołu. Kolejny zarzut dotyczy niskiego poziomu funduszy przyznanych zebraniom lokatorskim w ramach i tak już bardzo skromnego budżetu, a także pozbawienie ich wpływu na wysokość czynszów. Można w tym rozpoznać jeden z przejawów protekcjonalnego traktowania zwykłych ludzi przez władze miasta i obrony monopolu decyzyjnego, jako zasady rządzenia.
Powróćmy zatem do pytania o zasadność wysunięcia postulatu walki o partycypację lokatorów w zarządzaniu mieniem komunalnym w Polsce. Problemy z samowolą urzędów są nad Wisłą w najlepszym razie te same, co za oceanem, zaś jawnie demonstrowana pogarda wobec lokatorów ze strony lokalnych notabli bije wszelkie rekordy. Oczywiście, wraz z kampanią wyborczą do samorządów usłyszymy obietnice zmiany tego stanu rzeczy. Niestety obowiązująca ustawa o samorządzie terytorialnym nie pozwoli na wyegzekwowanie składanych wówczas zapewnień o przyznawaniu mieszkań zamiennych rugowanym lokatorom, remontach, budowaniu osiedli komunalnych czy szybkim zasiedlaniu pustostanów. Po odejściu od urny wyborczej reklamacji nie uwzględnia się.
Trzeba więc walczyć o coś więcej niż piękne obietnice i słowa poparcia dla pokrzywdzonych lokatorów, które polityków nic nie kosztują. Żądanie uspołecznienia funduszy miejskich przyznawanych obecnie zarządom budynków komunalnych oraz innym instytucjom, których kompetencje obejmują resztę spraw lokatorskich, to już konkret i nadzieja na zmianę polityki miejskiej. Krótko mówiąc: budżet mieszkań komunalnych w ręce lokatorów! Prawda, że budżet partycypacyjny jest rozwiązaniem dalekim od ideału, ale w może się stać orężem w walce o prawo do miasta. Walce toczonej przeciwko kamienicznikom, pazernym deweloperom, sprzedajnym urzędnikom. Trzeba więc głośno i uporczywie domagać się stosownych zmian w statucie gminy i nie dawać spokoju lokalnym notablom.
Nie powinniśmy się obawiać, że polscy lokatorzy nie poradzą sobie z podejmowaniem odpowiedzialnych decyzji. Po pierwsze, są bardziej kompetentni niż miejscy biurokraci, którzy nie mają pojęcia o realiach życia. Po drugie, nie wydaje się, aby polscy lokatorzy byli ulepieni z innej gliny niż ich kanadyjscy odpowiednicy, zaś potrzeba pilnych i radykalnych zmian jest u nas zdecydowanie większa.