Historia eksmisji w Polsce bierze swój początek w 1994 roku, za czasów rządów SLD-PSL. Pamiętam, jak oszołomy z dawnej „Solidarności” straszyły po wyborach parlamentarnych jesienią 1993 roku, że po wygranej SLD wróci komuna i będzie źle. Nie wróciła, a bezduszny wolny runek zabierał coraz większą przestrzeń życia. Uczynił on z najważniejszego elementu ludzkiego poczucia bezpieczeństwa – mieszkania, nie prawem, lecz towarem, zyskownym interesem dla niewielu. Z inicjatywy Barbary Blidy właśnie w 1994 roku, piastującej urząd ministra gospodarki przestrzennej i budownictwa wówczas w rządzie Waldemara Pawlaka (PSL), sejm RP, głosami większości posłów przy sprzeciwie jedynie PPS (Polskiej Partii Socjalistycznej) przegłosował zmiany w ustawie o prawie lokatorskim, wprowadzającym możliwość dokonywania eksmisji wprost na ulicę, bez zapewnienia jakiegokolwiek lokalu. Wprowadzeniu tych zmian towarzyszyła atmosfera uspokajania społeczeństwa, że eksmisja będzie wykonywana po orzeczeniu przez niezawisłe sądy, które będą brały pod uwagę sytuację indywidualną lokatorów i fakt, że jakby „uczciwi” nie mieli się czego obawiać. Lobby Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości na rzecz zmian w prawie lokatorskim zrobiły swoje i od ponad dwudziestu lat mamy nieludzkie prawo w Polsce.
Eksmisyjny koszmar przybrał formę lawiny pod koniec lat 90. XX wieku, gdy media zaczęły informować opinię publiczną o przypadkach samobójczych, a także wyrzucaniu na bruk osób ciężko chorych a także matki z dziećmi. Co na to była już wówczas pani mister Blida? Tłumaczyła się, że chciała dobrze, ale nie przypuszczała, że przybierze to taką skalę, a sądy będą z taką łatwością wydawać wyroki eksmisji. Można to było przewidzieć od samego początku. Zarówno spółdzielnie, administracje budynków komunalnych, a potem kamienicznicy nader chętnie korzystają z prawa do eksmisji, jako straszaka lub sposobu na rozwiązywanie konfliktów z lokatorami. Barbara Blida została zapamiętana jedynie, jako ofiara rządów PiS-u, większość nie pamięta, nie kojarzy, że w 1994 roku jednym pociągnięciem pióra zafundowała wielu Polakom życiowy dramat. Blida nie była żadnym politykiem lewicy, ale zwolennikiem neoliberalnych zmian zabójczych dla najsłabszych obywateli.