10 lat temu będąc prezydentem Warszawy wolał się zajmować Muzeum Powstania Warszawskiego, niż kwestią reprywatyzacji i zastopowaniem budownictwa komunalnego w Warszawie po 1989 roku. Wolał brać udział czynnie w politycznej walce brata Jarosława o umysł Polaków, niż zajmować się kwestią grożących roszczeń ze strony potomków dawnych właściciel. Warszawa go nie interesowała, interesowała go funkcja prezydenta Polski. Zaniedbał wiele palących spraw miasta. Efekty niedługo na siebie kazały czekać. Dziś władze miasta oddają naszą przestrzeń publiczna oraz nasze domy. Oczywiście na obecnej pani prezydent ciąży największa odpowiedzialność za to, ale nie tylko na niej. Lech Kaczyński był prezydentem Polski, miał zgodnie z konstytucją prawo inicjatywy legislacyjnej. Mógł uporządkować kwestie reprywatyzacji, ale tego nie zrobił. Robienie z tego człowieka bohatera narodowego, jest jedynie elementem walki politycznej i niczym więcej. Na Lechu Kaczyńskim ciąży grzech zaniedbania w tej kwestii. Przykre jest to, że bardzo wiele starszych Warszawiaków, które wierzyło w jego polityczny wizerunek i głosowało na niego w wyborach prezydenckich (w 2005 r.), stało się potem ofiarami reprywatyzacji, do czego Kaczyński się również przyczynił. Na pewno otrzymywał on, jako prezydent stolicy ekspertyzy prawne, co oznaczają roszczenia i jakie skutki mogą być tego.