Skłot „Syrena” zostaje, wizja licytacji kamienicy przy Wilczej 30, gdzie się mieści została oddalona. Kwestia roszczeń, reprywatyzacji oraz oddawania kamienic wraz z lokatorami, także przestrzeni publicznej w części lub w całości nadal jest palącym problemem stolicy. Co zamierzają z tym zrobić kandydaci na prezydenta Warszawy?
Nic. Hanna Gronkiewicz – Waltz stara się nie poruszać tej kwestii, wiedząc dobrze, że na polu oddawania kamienic z lokatorami ona sama oraz jej urzędnicy dorobek mają niemały. Tworzenie miasta oraz jego przestrzeń dotąd publicznej dla bogatych idzie im łatwiej niż budowa mieszkań komunalnych. Przez osiem lat pani prezydent doprowadziła do wykluczenia wielu starszych Warszawiaków, ale nie tylko, cichym przyzwoleniem na dziką reprywatyzację. Ten skandaliczny proces uwikłanych jest wiele osób z miejskiego i dzielnicowych magistratów, w tym mąż pani prezydent. Nic zatem dziwnego, że wspierają roszczenia czyścicieli kamienic po cichu, bo jawnie musieli stanąć naprzeciw mieszkańcom, którym rzekomo służą. Brak jednoznacznego stanowiska, obojętność wobec tragedii mieszkaniowej wielu ludzi czy rodzin z reprywatyzowanych kamienic, brak reakcji z ich strony na apele mieszkańców stolicy zaniepokojonych odbieraniem im samym oraz ich dzieciom przestrzeni, likwidowanie szkół sprawiło, że zaczęli tworzyć oddolne ruchy społeczne. Jednym z nich jest skłot „Syrena”, będący wyrazem buntu przeciw polityce władz miasta, będącej od lat antyspołeczną i wymierzoną w najsłabszych, wspierającą bogatych oraz deweloperów, celem których jest jedynie zysk. Skłot „Syrena” wygrał walkę nierówną z komornikiem a także potencjalnym kupcem kamienicy, ale walka o innych mieszkańców stolicy, będących w podobnej, jak mieszkańcy i członkowie kolektywu skłotu sytuacji trwa. Jest to walka nierówna, gdzie argumenty mierzą się z siłą pieniądza oraz obojętności części społeczeństwa, które dało sobie wmówić po 1989 roku, że wolność nierozerwalnie wiąże się z prawem własności. Chociaż wiadomo, że to nie prawda, a przykłady nadużywania tego prawa, ograniczała innym prawa oraz wolność. Członkowie kolektywu i mieszkańcy skłotu „Syrena” niejednokrotnie przypominali o trudnej sytuacji lokatorów z reprywatyzowanych kamienic. Dla władz miasta, dla rady miejskiej skłotersi oraz członkowie ruchów wolnościowych nie są partnerami do żadnych rozmów o stolicy. Z prostej przyczyny, poza argumentami nie mają nic, żadna siła polityczna za nimi nie stoi, żaden kapitał. Dla pani prezydent oraz jej podwładnych skłotersi to roszczeniowy element, który nie chce się włączyć biernie do porządku polityczno-ekonomicznego panującego ćwierć wieku w kraju. Plują na nich politycy od prawa do lewa, traktując ich, jako margines zawsze niezadowolony z niczego. Tak najłatwiej zaprezentować problem i zamieść go pod dywan. Problem latami narasta i już wychodzi poza niszę , którą władza miasta próbowała umieścić. Mówią o tym nawet meinstrimowe media, pokazując mechanizmy rządzące procesem dzikiej reprywatyzacji. Skłot „Syrena” nadal będzie symbolem i miejscem poprzez przeróżne inicjatywy, które mają tam swoje miejsce i odbywające się w murach kamienicy przy Wilczej 30, walki o najsłabszych, którym władza nie służy, ale szkodzi.